Przejdź do głównej zawartości

W górach jest wszystko co kocham

Na początku sierpnia byłam z moimi znajomymi w Bieszczadach. Uwielbiam to miejsce - cisza, spokój, dzikość. Kiedy pierwszego dnia weszłam na zachód słońca na Dwernik oniemiałam z zachwytu - piękny widok to jedna sprawa, ale cisza, całkowita cisza - to drugie.

Jednak nie o urokach bieszczadzkich szlaków tym razem - dzisiaj o koncercie zespołu Dom o zielonych progach, który odbył się w Harcerskiej Bazie Obozowej Nasiczne - najdalej wysuniętym na południe odłamkiem Chorągwi Gdańskiej ZHP. "W górach jest wszystko co kocham" to wydarzenie niesamowite o niepodważalnie zaczarowanym klimacie. Nie ma się co dziwić, że zgromadziło w Bieszczadach ponad 200 osób spoza bazy. W środku głuszy (dosłownie - to jedno z tych miejsc, gdzie zasięgu brak) nie było gdzie zaparkować.

Pod ogromnym drzewem rozłożono niewielką scenę, a nad nią daszek (zbierało się na deszcz). Na gałęzie rzucono różnokolorowe światła i to wszystko. Trzech gitarzystów, w tym dwóch śpiewających, i jedna wokalistka rozpoczęło swój koncert. Na początku było kilka piosenek znanych zdecydowanej większości zgromadzonych - "Wieje wiatr", "Zostanie tyle gór", czy "Rozmyślania na wodospadem(popularnie: "Łemata"). Wtedy byłam jeszcze jedną z osób, które śpiewały tylko dwa - trzy refreny i NIC więcej. Teraz zaśpiewałabym chyba większość - przepadłam. Najbardziej zapadła mi w głowę piosenka "Jeszcze nie wiem" w wykonaniu "około-reggae" przez Panią Wiosnę, Agatę Świerczyńską. Kiedy wróciłam do domu i zaczęłam słuchać playlisty z ich piosenkami, okazało się, że na co dzień gra z nimi też skrzypek, którego na koncercie w Nasicznem nie było i piosenki nabrały jeszcze innego charakteru.

Później, kiedy zrobiło się już ciemniej (niestety niebo zasnute gęstymi chmurami pozbawiło nas możliwości przeżywania koncertu pod bieszczadzkimi gwiazdami), przyszła kolej na bardziej liryczną część koncertu - piosenki w wykonaniu Bartosza Zalewskiego. Wszystko trochę zwolniło, słuchający się rozbujali, a po kilku utworach na scenę powrócił główny wokalista - Wojciech Szymański i usłyszeliśmy kolejne szlagiery zespołu. 

Kto jeszcze nie poznał ich twórczości niech prędko nadrabia! Jest co i jest po co - serdecznie polecam. A jeśli kiedyś będziecie mieli możliwość wysłuchania ich koncertu w plenerze.... w górach... nie ma się co dwa razy zastanawiać! 

Ostatnia piosenka to ulubiony utwór przyjaciela i jednego ze współtowarzyszy wyjazdu w Bieszczady, który pomógł mi w uzyskaniu paru informacji o koncercie.
Dzięki, Sławku! :*

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pół życia na scenie

Ponad pięć tysięcy występów w teatrze. Główne role stworzone na deskach Teatru Wybrzeże i nie tylko. Jan Sieradziński grał bowiem gościnnie także w Teatrze Muzycznym w Gdyni, a w jego dorobku artystycznym odnaleźć można wiele ról radiowych oraz kreacji stworzonych dla Teatru Telewizji.  Wszystko zaczęło się już rok po ukończeniu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, kiedy to w 1963 roku zadebiutował na deskach Teatru Wybrzeże w roli Henryka księcia Walii w "Królu Henryku IV" Williama Shakespeare'a w reż. Jerzego Golińskiego. Jak sam przyznaje, Teatr Wybrzeże był miejscem pracy, które sobie wymarzył. Odwiedzał go podczas wizyt w Gdańsku i będąc jeszcze studentem zapragnął pracować właśnie tam. Z Wybrzeżem był związany przez całe swoje życie zawodowe, do 2003 roku. Według Jana Sieradzińskiego „od reżyserów zależy jakość spektakli”. W swojej karierze grał w wielu przedstawieniach w reżyserii Jerzego Golińskiego, Stanisława Milskiego oraz Kazimierza Braun...

It’s not all over our culture - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth #2

W pierwszej części wywiadu z prof. Laurą Wayth rozmawiałyśmy o jej karierze musicalowej w Nowym Jorku, o tym dlaczego wybrała pracę na uniwersytecie i co zainteresowało ją w Polsce. Tym razem porozmawiamy o licealnych produkcjach musicalowych w Stanach Zjednoczonych i nastawieniu Amerykanów do teatru muzycznego. Chciałabym też spytać panią o musical jako szersze zjawisko. W filmach, które są chyba moim głównym źródłem wiedzy o Stanach Zjednoczonych, widać, że musical jest istotną częścią waszej narodowej kultury. W wielu serialach pojawiają się sceny, w których ludzie śpiewają musicalowe songi od ręki. To zjawisko nie jest obecne w całej naszej kulturze. Powiedziałabym nawet, że dużo osób w Ameryce ma gdzieś musicale. Wielu moich znajomych z pracy (uczę głównie aktorstwa, nie historii musicalu) nie docenia musicalu i nie uważa go nawet za sztukę. Jest też część społeczeństwa, która uwielbia musicale. Największa świadomość na temat musicali i najwięcej pieniędzy w tym biznesie ...

I was doing very well in New York - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth

Laura Wayth była kiedyś aktorką musicalową, ale rzuciła tę pracę. Czuła, że styl życia, który musi prowadzić, aby się spełniać, całkowicie jej nie odpowiada. Pozostała blisko teatru, ale w innym charakterze. Uczy teraz młodych adeptów aktorstwa jak zmierzyć się z tekstami Wiliama Szekspira ( link do wywiadu na temat książki Laury Wayth pt.  The Shakespeare Audition: How to Get Over Your Fear, Findthe Right Piece and Have a Great Audition ).  W semestrze zimowym tego roku akademickiego, poznałam Laurę w ramach przedmiotu American Musical, o którym wspominałam na swoim Instagramie. Postanowiłam przeprowadzić z nią wywiad, w którym podpytałam o jej wrażenia dotyczące Polski, atmosferę pracy w amerykańskim musicalu i nie tylko. [ORIGINAL VERSION BELOW] Jesteśmy w Poznaniu, ale mówimy po angielsku, ponieważ jest pani wykładowczynią z Uniwersytetu w San Fransisco. Jak się pani tu dostała i dlaczego wybrała pani Polskę? Fot. Caroline&Irek Photographers, Warsaw J...