![]() |
Zdjęcie ze strony: www.koncertomania.pl |
W poprzedni weekend miałam okazję uczestniczyć we wspaniałym
koncercie zespołu Zakopower i ATOM String Quartet w wejherowskiej Filharmonii.
To był zupełny przypadek, nie znałam wcześniej tych zespołów, a o biletach
dowiedziałam się dwa dni przed całym wydarzeniem, jednak zdecydowanie tego nie
żałuję.
(w tle można sobie odtworzyć piękną kompozycję „Zakopane”)
Miałam miejsce w pierwszym rzędzie i, mimo początkowych
obaw, nie wyszłam na tym najgorzej. Okazało się, że Sebastian Karpiel-Bułecka,
jest wokalistą operującym dużą emocjonalnością i umiejętnie operującym atmosferą
na sali. Dzięki takiej bliskości artystów, mogłam wszystko jeszcze lepiej
poczuć. Zaczęło się od bardzo klimatycznego intro, które wprowadziło odbiorców
w niepowtarzalną atmosferę koncertu, który momentami stawał się swoistym
perfomansem. Myśli o przygotowaniach, parkowaniu, oddawaniu kurtek do szatni –
wszystko odeszło na bok i pozostali sami artyści. A była ich piętnastka –
wokalista, gitary, smyczki, klawisze, perkusja, chórki i ATOM String Quartet.
Muszę przyznać, że dawno tak bardzo nie „wkręciłam się” w
koncert. Ostatni raz, chyba na moim pierwszym koncercie Dawida Podsiało, dwa
lata temu. Tam też emocje odgrywały ważną rolę. Tym razem, moje serce skradły też
wszechobecne smyczki – były wiolonczele, skrzypce i altówka (i altowiolinista…
<3). Dodawały takiej szlachetności i delikatności, a innym razem wynosiły
emocje na najwyższy poziom i wzmacniały przekaz słów piosenek – zdecydowanie mój klimat.
Bardzo podobał mi się klimat i aranżacje poszczególnych
utworów – było słychać góry, było wiadomo, że to Zakopower, ale nie było to
drażniące, nie poszli w rzępolenie, często spotykane w tatrzańskich restauracjach. Dodatkowo, bardzo spodobały mi się teksty piosenek. Ludzie gór,
mają chyba taką wrodzoną zdolność mówienia w piękny, prosty sposób o sprawach
najważniejszych – miłości, przeznaczeniu, rodzinie. Wzruszyłam się przy
piosence „Tata”. Daje też plusa za spokojne, symfoniczne ugryzienie ich największego przeboju „Boso”. Podejrzewam, że jest to piosenka, którą znała zdecydowana
większość widowni, ale właśnie ją zagrali delikatnie, spokojnie, bez
fajerwerków. Za to „Bóg wie gdzie”…. oj
– przechodziły ciarki.
·
Komentarze
Prześlij komentarz