Przy okazji Festiwalu Zderzenie Teatrów w Kłodzku, w którym mam przyjemność uczestniczyć, codziennie piszę co najmniej jeden tekst do gazetki festiwalowej. Ten prezentuję Wam jako pierwszy, ponieważ nie wydaje mi się, żebym prędko miała okazję porozmawiać z aktorami i reżyserem Teatru Wierszalin z Supraśla, a mają dużo ciekawego do powiedzenia.
Oglądając spektakle
Teatru Wierszalin, jednego możemy być pewni: forma jest doprowadzona do
perfekcji, a aktorstwo znajduje się na najwyższym poziomie. Jaka jest relacja
aktorów i reżysera, jak pracują? W rozmowie z reżyserem Piotrem Tomaszukiem i
aktorami – Moniką Kwiatkowską oraz Bartłomiejem Olszewskim ujawniają się pewne
tajniki.
Podczas gdy uczestnicy warsztatów przygotowują scenki
podsumowujące zajęcia przed pierwszym spektaklem Wierszalina, mnie udaje się
porozmawiać z dwójką prowadzących, aktorów tego właśnie teatru. Interesuje mnie
ich codzienna praca i atmosfera w zespole.
Jak wyglądała praca nad Dziadami?
Po pierwsze: kilka miesięcy prób, a większość z nich poświęcona czytaniu
tekstu, rozbieraniu go na czynniki pierwsze i dokładnemu zrozumieniu. Aktorzy
wraz z reżyserem szukali sensów, metafor i rytmu. Kiedy już znali go „od
podszewki”, gra przychodziła sama. Nie trzeba było niczego wymyślać, po prostu
się grało. Aktorzy grający Dzieci, m.in. Kwiatkowska i Olszewski, z którymi
miałam przyjemność rozmawiać, musieli jeszcze wykonać dodatkową pracę nad
odpowiednim podziałem tekstu – tak, aby brzmiał jak muzyka.
Co do samego zespołu, to jest owiany nutką tajemnicy. Na
pewno jest specyficzny i odrobinę hermetyczny, co nie oznacza zamknięty. Co
jakiś czas dołącza do niego nowa osoba, która jednak szybko zostaje wciągnięta
w konkretną atmosferę. Atmosferę wspólnej ciężkiej pracy dla uzyskania
określonego efektu. Mają wspólny cel i nikt się nie wywyższa i nie próbuje
wybić ponad resztę. Wszyscy mają też zaufanie do reżysera. Choćby jego pomysł
był najbardziej niedorzeczny, wiedzą, że ostatecznie będzie on współgrał z
resztą spektaklu. Tomaszuk jest wymagający i wytyka wszystkie błędy, ale dzięki
temu efekt pracy zespołu jest porażający. Reżyser jest szefem, kapitanem, a
jego zespół drużyną grającą do jednej bramki. Pracują po 8 godzin dziennie i
grają spektakle w weekendy. Są zgrani i oddani wspólnej sprawie. To widać na
scenie.
W rozmowie z Piotrem Tomaszukiem, chciałam dowiedzieć się,
jak ta praca wygląda z jego strony.
Jak pan, jako reżyser
pracuje z aktorem? Jaka jest relacja pomiędzy panem a aktorami, aby osiągnąć
coś takiego, co zaprezentował dzisiaj Rafał Gąsowski na scenie?
Im bardziej jestem aktorem, będąc cały czas reżyserem, tym
bardziej rozumiem, co tak naprawdę jest potrzebne aktorowi. Ja po prostu staram
się odpowiadać aktorom na takie pytania, które są pytaniami praktycznymi. Ja
nie jestem cudotwórcą, ja nie stworzę osobowości w człowieku. Tę osobowość ten
człowiek musi mieć. Ja mogę pomóc tej osobowości osiągnąć taki wyraz, żeby robiła
wrażenie, a to są często kwestie praktyczne, na przykład: nie mów wtedy, kiedy
nie masz światła. Albo: nie graj po tej stronie, bo po tej masz lepszy kontakt
i lepiej wyglądasz. To są praktyczne uwagi, bo one są tak naprawdę aktorowi
potrzebne. Cała reszta to jest rodzaj fantazji. Czasem przychodzę na próbę i
mówię: „Wiecie, przyśniło mi się coś” i chciałbym się przyjrzeć temu, co mi się
przyśniło.
Więc tak naprawdę w waszym
teatrze zaczyna się od propozycji aktora, czy od wizji reżysera?
Od wizji reżysera.
Sceny grane przez
cały zespół z Rafałem Gąsowskim na czele w obu prezentowanych przez was
spektaklach są bardzo wymagające aktorsko, ale także psychicznie. Szaleństwo
pokazane na scenie może stać się niebezpieczne w codziennym życiu aktora. Jak
pan, jako reżyser, dba o swoich aktorów, aby nie mieli problemu z odcięciem się
od tego odrealnionego świata „Dziadów”?
To jest indywidualna sprawa. Ja sam mam problemy, jako
aktor. Myślę, że Rafał nie byłby tak długo i tak wspaniale na scenie, gdyby nie
umiał rozgraniczyć tego, co się dzieje na scenie, od tego co się dzieje poza
sceną. Poza sceną jesteśmy po prostu normalnymi ludźmi i powiedziałbym nawet,
że im więcej aktora jest nie - na - scenie, tym gorszy jest na scenie. A jeżeli
aktor jest na scenie wspaniały, to nie musi być on tak bardzo widoczny na
ulicy.
Zdjęcia: Mieczysław Krombach; więcej na FB: Kłodzkie Centrum Kultury
Komentarze
Prześlij komentarz