Przejdź do głównej zawartości

"Nam wystarczy Mickiewicz" - i bardzo dobrze

Dzisiaj mam dla Was kolejny artykuł, który ukazał się na łamach Gazetki Festiwalowej Zderzenie Teatrów w Kłodzku oraz, dzięki uprzejmości pana Wiesława Kowalskiego, na wortalu teatralnym teatrdlawas.pl. Tym razem jest to recenzja spektaklu "Dziady - Noc Pierwsza" Teatru Wierszalin z Supraśla, o którym był też ostatni mój wpis.

Część z nas może zadawać sobie pytanie: czy warto jeszcze wystawiać „Dziady”, co nowego można jeszcze pokazać, w jaki sposób coś odkryć? Można, na przykład, najzwyczajniej w świecie powrócić do korzeni i skupić się na tekście. Zrozumieć go i wyciągnąć główny sens. To udało się Teatrowi Wierszalin z Supraśla, który przyjechał do Kłodzka w ramach programu Teatr Polska.

„Dziady. Noc Pierwsza” ilustruje mickiewiczowskie „Dziady cz. IV”, ale rozpoczyna je tekst z części II. Fantastycznym zabiegiem jest rozpoczęcie i zakończenie spektaklu przez reżysera, który niczym Guślarz wprowadza widzów w świat teatru i, jak powiedział sam Piotr Tomaszuk – bierze za niego całkowitą odpowiedzialność. Spektakl od samego początku oddziałuje na nasze zmysły: zapach świecy i kościelnego kadzidła, światła i cienie oraz dym gaszonych knotów. Te zjawiska a także specyficzne nagłośnienie słów Guślarza, przenoszą widzów w inny świat i zapowiadają coś niepowtarzalnego. Po chwili, część rekwizytów zaczyna ożywać i okazują się aktorami znajdującymi się od początku przedstawienia na scenie, ukrytymi jednak w ciemności, czy też pod zwojami materiału. Już na samym początku mamy do czynienia z niezwykle dopracowaną plastyką i formą spektaklu. Wykorzystywana jest scenografia Mateusza Kasprzaka, która – na szczęście – jest klasyczna. Twórcy nie pokusili się o współczesne, minimalistyczne, ujęcie dramatu Mickiewicza i bardzo dobrze! Mam wrażenie, że duża część współczesnej publiki tęskni za realizmem w teatrze. Podobnie było z samym tekstem – nie była to nowoczesna reinterpretacja tekstu. Sam reżyser spektaklu, Piotr Tomaszuk powiedział: „ Nam wystarczy Mickiewicz”. Tekst dostarcza zespołowi wystarczającą ilość sensów i  wskazówek. Został on dogłębnie przeanalizowany przez zespół, zrozumiany, a następnie wytłumaczony widzom. Tak odległego od naszej epoki tekstu nie należy dodatkowo kodować – ujęcie go w realistycznej formie ułatwiło odbiór i umożliwiło jego zrozumienie, dla wielu po raz pierwszy w pełni.

Dzięki kilkumiesięcznej pracy aktorów i reżysera, w „Dziadach” Mickiewicza zostało odnalezionych wiele nowych możliwości – melodyjność tekstu, sposobów ich wyśpiewania. „Trup… trup… ach! ach! nie bierz tata!” powtarzane rytmicznie przez chór dzieci, nadaje spektaklowi muzycznego charakteru. Dopracowanie formy i zgranie zespołu także przykuwają uwagę i stanowią mocną stronę inscenizacji. Zgoda na wypowiedzenie jednego z najbardziej znanych fragmentów dramatu „Księże, a znasz ty żywot Heloisy?/Znasz ogień i łzy Wertera?” z buzią wypchaną chlebem, również jest odważnym, symbolicznym krokiem. Przecież Pustelnik nie chciał jeść, męczyło go coś całkowicie innego.

Tutaj mamy do czynienia z głównym konfliktem tego spektaklu, dramatu Mickiewicza, ale także całej epoki romantycznej – Ksiądz, nazywany przez Pustelnika „głową” który myśli o posiłku, ogrzaniu się przy ogniu i  Ewangelii, zostaje zestawiony z oderwanym od rzeczywistości Gustawem. On ma bowiem ogień w duszy, nie dba o jedzenie, myśli o wielkiej stracie, jakiej doświadczył, która doprowadziła go do szaleństwa. Jednak nie tylko ona. Jako współwinnego swojego obłąkania wskazuje Księdza, który w młodzieńczych latach nauczył go czytać. Podał mu on  konkretną literaturę, a ta zwichnęła osadę jego skrzydeł i kazała piąć się do góry, wzlatywać myślą wysoko. Ziemia, na której gdzie żył, okazała się tylko ziemią i sprawiła Gustawowi ogromne rozczarowanie. Szalony Pustelnik jest świadom swojego szaleństwa – straszy dzieci, znęca się psychicznie nad Księdzem. Początkowo, gdy Pustelnik wspomina dawne czasy, odrywa się od rzeczywistości, Ksiądz fizycznie przytrzymuje go w realnym świecie, później jednak poddaje się i sam popada w szaleństwo. Tutaj skupię się na słabym elemencie spektaklu. Nie wiem, czy wynika to z warsztatu aktorskiego Dariusza Matysa, czy z niedopatrzenia reżysera, jednak postać Księdza wypada blado na tle Pustelnika. Odnosi się wrażenie, że została niedopracowana, odepchnięta na bok i zostawiona na scenie z braku innego pomysłu, ale nie odgrywa on tu żadnej znaczącej roli.

Od początku występuje bowiem w spektaklu bardzo duża emocjonalność, która do mnie jednak przemawia. Według mnie postać Pustelnika zagrana kapitalnie przez Rafała Gąsowskiego, nie została przerysowana. Dopiero postać przedstawiona przez teatr Wierszalin pozwoliła mi zrozumieć ją, zobaczyć jaki miała problem i uwierzyć w jej historię. Emocje buduje także muzyka. Ciekawym zabiegiem było użycie żałobnego utworu Bacha, który wg reżysera mógł być słuchany przez Adama Mickiewicza – mamy więc do czynienia z dialogiem wieków.


Spektakl jest dla mnie wyłuskaniem tego, co w „Dziadach” najistotniejsze i przedstawieniem w najbardziej czytelnej i prawdopodobnej formie. Uważam, że młodzież, przerabiająca utwory Mickiewicza w szkole, powinna oglądać sztukę Wierszalina, jako ułatwienie w zrozumieniu problematyki utworu.


Zdjęcia: Mieczysław Krombach; więcej na FB: Kłodzkie Centrum Kultury

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pół życia na scenie

Ponad pięć tysięcy występów w teatrze. Główne role stworzone na deskach Teatru Wybrzeże i nie tylko. Jan Sieradziński grał bowiem gościnnie także w Teatrze Muzycznym w Gdyni, a w jego dorobku artystycznym odnaleźć można wiele ról radiowych oraz kreacji stworzonych dla Teatru Telewizji.  Wszystko zaczęło się już rok po ukończeniu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, kiedy to w 1963 roku zadebiutował na deskach Teatru Wybrzeże w roli Henryka księcia Walii w "Królu Henryku IV" Williama Shakespeare'a w reż. Jerzego Golińskiego. Jak sam przyznaje, Teatr Wybrzeże był miejscem pracy, które sobie wymarzył. Odwiedzał go podczas wizyt w Gdańsku i będąc jeszcze studentem zapragnął pracować właśnie tam. Z Wybrzeżem był związany przez całe swoje życie zawodowe, do 2003 roku. Według Jana Sieradzińskiego „od reżyserów zależy jakość spektakli”. W swojej karierze grał w wielu przedstawieniach w reżyserii Jerzego Golińskiego, Stanisława Milskiego oraz Kazimierza Braun...

It’s not all over our culture - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth #2

W pierwszej części wywiadu z prof. Laurą Wayth rozmawiałyśmy o jej karierze musicalowej w Nowym Jorku, o tym dlaczego wybrała pracę na uniwersytecie i co zainteresowało ją w Polsce. Tym razem porozmawiamy o licealnych produkcjach musicalowych w Stanach Zjednoczonych i nastawieniu Amerykanów do teatru muzycznego. Chciałabym też spytać panią o musical jako szersze zjawisko. W filmach, które są chyba moim głównym źródłem wiedzy o Stanach Zjednoczonych, widać, że musical jest istotną częścią waszej narodowej kultury. W wielu serialach pojawiają się sceny, w których ludzie śpiewają musicalowe songi od ręki. To zjawisko nie jest obecne w całej naszej kulturze. Powiedziałabym nawet, że dużo osób w Ameryce ma gdzieś musicale. Wielu moich znajomych z pracy (uczę głównie aktorstwa, nie historii musicalu) nie docenia musicalu i nie uważa go nawet za sztukę. Jest też część społeczeństwa, która uwielbia musicale. Największa świadomość na temat musicali i najwięcej pieniędzy w tym biznesie ...

I was doing very well in New York - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth

Laura Wayth była kiedyś aktorką musicalową, ale rzuciła tę pracę. Czuła, że styl życia, który musi prowadzić, aby się spełniać, całkowicie jej nie odpowiada. Pozostała blisko teatru, ale w innym charakterze. Uczy teraz młodych adeptów aktorstwa jak zmierzyć się z tekstami Wiliama Szekspira ( link do wywiadu na temat książki Laury Wayth pt.  The Shakespeare Audition: How to Get Over Your Fear, Findthe Right Piece and Have a Great Audition ).  W semestrze zimowym tego roku akademickiego, poznałam Laurę w ramach przedmiotu American Musical, o którym wspominałam na swoim Instagramie. Postanowiłam przeprowadzić z nią wywiad, w którym podpytałam o jej wrażenia dotyczące Polski, atmosferę pracy w amerykańskim musicalu i nie tylko. [ORIGINAL VERSION BELOW] Jesteśmy w Poznaniu, ale mówimy po angielsku, ponieważ jest pani wykładowczynią z Uniwersytetu w San Fransisco. Jak się pani tu dostała i dlaczego wybrała pani Polskę? Fot. Caroline&Irek Photographers, Warsaw J...