Przejdź do głównej zawartości

Próba sił

Przytłaczająca atmosfera śledztwa, próba sił dwóch wielkich monarchiń i dwóch wielkich aktorek. „Maria Stuart” w reż. Adama Nalepy nie może przejść niezauważenie. Niech nie umknie także Waszej uwadze.

Widzowie od samego początku są „na kontrolowanym”. Melvil (Marzena Nieczuja – Urbańska) w ciemności wychodzi na scenę i zaczyna świecić latarką po widowni – tak, jak to się robi na filmach podczas oględzin miejsca zbrodni. Na scenę wnoszone jest krzesło, a aktorka pisze na nim „KING”. Chwilę później scenę rozświetlają lampy jarzeniowe świecące ostrym, zimnym światłem. Scenografia Macieja Chojnackiego budzi u widza poczucie niepokoju i osaczenia. Oprócz lamp, po prawej stronie sceny, znajduje się zawieszonych kilkadziesiąt czarnych krzeseł. Jako niemi świadkowie wydarzenia podglądają proces przeciwko Marii Stuart (Dorota Kolak), a następnie patrzą bezczynnie na jej tragedię.

Od początku wiadomo, jak jej historia się skończy – zostanie ścięta. Spektakl jest jednak studium na zachowaniem, emocjami i odruchami poszczególnych osób zamieszanych w sprawę. Poddani, współpracownicy i doradcy królowej Elżbiety i Marii Stuart są im pozornie oddani. Prawdą jest jednak, że każdy z nich chce jedynie spełniać swoje zachcianki rękoma monarchiń. Udowadnia to scena, w której każda z postaci spektaklu zasiada na symbolicznym tronie i robi z nim cokolwiek jej się podoba. Krzesło jest dopasowywane do potrzeb poszczególnych bohaterów poprzez walenie w nie młotkiem, przypalane, ostrzeliwane. To odbicie lustrzane sytuacji przedstawione na scenie.

Uwspółcześnienia
Już na początku na scenie pojawiają się nowoczesne wstawki reżyserskie, nawiązujące do współczesności i zrywające z efektem iluzji. Oto baron Wilhelm Cecil (Cezary Rybiński) wchodzi na scenę z czerwonym kubkiem Nescafe, a sługa królowej Elżbiety (Robert Ninkiewicz) używa mikroportu. W spektaklu zostało zastosowane też kilka innych zabiegów mających odciążyć poważną tematykę i nastrój spektaklu. Wspominany już Davison Ninkiewicza wygłasza oderwane od rzeczywistości, komiczne komentarze, a postać francuskiego posłańca (Jarosław Tyrański) jest głupkowata i przerysowana.

Elementem, który również może odwrócić uwagę jest to, jak stereotypowo gra Katarzyna Figura. Wszyscy wiemy, w jakich rolach filmowych obsadzano tę aktorkę w ubiegłych dekadach. Wyreżyserowanie jej postaci „Marii Stuart” w niektórych scenach wyszło jednak dość groteskowo. Chociaż Figura wyszła z tej sytuacji obronną piersią. Oczywiście odkrytą głębokim dekoltem.

Starcie

Jednak nic nie jest w stanie ostatecznie odwrócić uwagi od poważnej tematyki dramatu – honoru, podwójnych agentów oraz wielkiej zbrodni, jaka ma się wydarzyć. Dramaturg Jakub Roszkowski zadbał o zbudowanie i podtrzymanie napięcia podczas trwania całego spektaklu.

W końcu królowe – Maria i Elżbieta spotykają się, a pozostali dworzanie obserwują tę niesamowitą, niepowtarzalną chwilę w bezruchu. Maria – dotychczas opanowana, przy Elżbiecie wybucha. Spór między kobietami rozgrywa się na wielu polach. Walczą o tron, dobro państwa, lojalność poddanych i swoje dobre imię. Jako kobiety, rywalizują o serce hrabiego Leicestera (Mirosław Baka). Muszą podejmować ważne decyzje i stawać przed trudnymi sytuacjami – nie tylko dla królestwa, ale też dla samych siebie. Stają przed obliczem swoich wad, swojej przeszłości i swojej przyszłości. Elżbieta zdaje sobie sprawę z ograniczeń, jakie towarzyszą sprawowaniu władzy.Maria nie może zostać skazana przez sędziów, ponieważ są od niej niżsi stanem – jako królowa, może zostać skazana jedynie przez królową. Decyzją w tej tragicznej sprawie obciążona jest więc Elżbieta.

Spektakl zrealizowany w minimalistycznej formie wysuwa na pierwszy plan aktorów i emocje, które towarzyszą ich bohaterom. Możemy więc podziwiać warsztat aktorski gwiazd Teatru Wybrzeże oraz zagłębić się w złożoność sprawy Marii Stuart.

Co ciekawe, przedstawienie jest kontynuowane także po wyjściu widzów do foyer. Z głośników usłyszeć można historyczny przekaz o przebiegu morderstwa Marii Stuart, a razem z kurtką można odebrać z szatni "święty obrazek" z wizerunkiem Doroty Kolak jako Marii Stuart.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pół życia na scenie

Ponad pięć tysięcy występów w teatrze. Główne role stworzone na deskach Teatru Wybrzeże i nie tylko. Jan Sieradziński grał bowiem gościnnie także w Teatrze Muzycznym w Gdyni, a w jego dorobku artystycznym odnaleźć można wiele ról radiowych oraz kreacji stworzonych dla Teatru Telewizji.  Wszystko zaczęło się już rok po ukończeniu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, kiedy to w 1963 roku zadebiutował na deskach Teatru Wybrzeże w roli Henryka księcia Walii w "Królu Henryku IV" Williama Shakespeare'a w reż. Jerzego Golińskiego. Jak sam przyznaje, Teatr Wybrzeże był miejscem pracy, które sobie wymarzył. Odwiedzał go podczas wizyt w Gdańsku i będąc jeszcze studentem zapragnął pracować właśnie tam. Z Wybrzeżem był związany przez całe swoje życie zawodowe, do 2003 roku. Według Jana Sieradzińskiego „od reżyserów zależy jakość spektakli”. W swojej karierze grał w wielu przedstawieniach w reżyserii Jerzego Golińskiego, Stanisława Milskiego oraz Kazimierza Braun...

It’s not all over our culture - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth #2

W pierwszej części wywiadu z prof. Laurą Wayth rozmawiałyśmy o jej karierze musicalowej w Nowym Jorku, o tym dlaczego wybrała pracę na uniwersytecie i co zainteresowało ją w Polsce. Tym razem porozmawiamy o licealnych produkcjach musicalowych w Stanach Zjednoczonych i nastawieniu Amerykanów do teatru muzycznego. Chciałabym też spytać panią o musical jako szersze zjawisko. W filmach, które są chyba moim głównym źródłem wiedzy o Stanach Zjednoczonych, widać, że musical jest istotną częścią waszej narodowej kultury. W wielu serialach pojawiają się sceny, w których ludzie śpiewają musicalowe songi od ręki. To zjawisko nie jest obecne w całej naszej kulturze. Powiedziałabym nawet, że dużo osób w Ameryce ma gdzieś musicale. Wielu moich znajomych z pracy (uczę głównie aktorstwa, nie historii musicalu) nie docenia musicalu i nie uważa go nawet za sztukę. Jest też część społeczeństwa, która uwielbia musicale. Największa świadomość na temat musicali i najwięcej pieniędzy w tym biznesie ...

I was doing very well in New York - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth

Laura Wayth była kiedyś aktorką musicalową, ale rzuciła tę pracę. Czuła, że styl życia, który musi prowadzić, aby się spełniać, całkowicie jej nie odpowiada. Pozostała blisko teatru, ale w innym charakterze. Uczy teraz młodych adeptów aktorstwa jak zmierzyć się z tekstami Wiliama Szekspira ( link do wywiadu na temat książki Laury Wayth pt.  The Shakespeare Audition: How to Get Over Your Fear, Findthe Right Piece and Have a Great Audition ).  W semestrze zimowym tego roku akademickiego, poznałam Laurę w ramach przedmiotu American Musical, o którym wspominałam na swoim Instagramie. Postanowiłam przeprowadzić z nią wywiad, w którym podpytałam o jej wrażenia dotyczące Polski, atmosferę pracy w amerykańskim musicalu i nie tylko. [ORIGINAL VERSION BELOW] Jesteśmy w Poznaniu, ale mówimy po angielsku, ponieważ jest pani wykładowczynią z Uniwersytetu w San Fransisco. Jak się pani tu dostała i dlaczego wybrała pani Polskę? Fot. Caroline&Irek Photographers, Warsaw J...