Zaraz po ostatnim spektaklu „Grease” (reż. Maciej Korwin) na deski Teatru Muzycznego w
Gdyni wkroczyła z wielkim rozmachem „Gorączka sobotniej nocy” w reżyserii
Tomasza Dutkiewicza. Po raz kolejny kolorowe kostiumy, muzyka disco i problemy
młodych ludzi, wszystko jest jednak trochę inne. Czy oczekiwania widzów
gdyńskiej sceny na nowy wielki hit zostały zaspokojone?
Pierwsza scena zbiorowa wprowadza nas w klimat lat siedemdziesiątych
- szerokie nogawki, koszule z wysokimi kołnierzami i muzyka zespołu Bee Gees.
Głównym bohaterem jest Tony Manero (Filip Cembala), a jego historię poznajemy w
czterech przestrzeniach – rozlokowanych na scenie obrotowej – dom, sklep z
farbami, klub taneczny i sala treningowa. Dwa ostatnie miejsca są dla niego
najważniejsze i to właśnie tam spędza najwięcej czasu. Praca, którą wykonuje na
co dzień, nie jest dla niego interesująca, ale mimo tego radzi sobie świetnie. Jego
mało rozgarnięty pracodawca-jąkała, grany w komiczny sposób przez Andrzeja Śledzia,
docenia jego starania oferując mu nawet podwyżkę. W domu jednak, nikt tak
naprawdę nie cieszy się z jego sukcesu. Bezrobotny ojciec (Marek Richter) nie
radzi sobie z problemami finansowymi, przez co w domu rodzinnym Tony’ego
dochodzi do licznych kłótni. Matka (Anna Andrzejewska) jest zapatrzona w zdjęcie
drugiego syna, księdza i nie zauważa ani wzlotów, ani upadków Tony’ego, a siostra
(Mariola Kurnicka) zdaje się nie być tym wszystkim zainteresowana. Widzimy
portret amerykańskiej rodziny, dla której wartością nadrzędną jest pieniądz i
poważana pozycja społeczna, do których usilnie dążą. Sceny w domu są odrobinę
przerysowane, ale oddają w ten sposób relacje łączące członków rodziny oraz
podział: Tony – reszta świata.
Imprezy w klubie Odyssey 2001 są dla Tony’ego chwilą
wytchnienia i odpoczynku. „Uwielbiam to
miejsce. Żadnej przeszłości, ani przyszłości. Tylko tu i teraz” - mówi
główny bohater. Liczy się tylko ten moment. To tutaj Tony spotyka się ze
znajomymi, poznaje kolejne dziewczyny i realizuje swoją ogromną pasję – taniec.
Niedługo w klubie ma odbyć się konkurs tańca i Tony traktuje go bardzo poważnie.
Tym razem, nie w głowie mu flirt. Liczy się ciężka praca i jej efekty. Po wielu
namowach jego partnerką zostaje Stephanie (Agnieszka Przekupień). Początkowo ich
relacja jest skomplikowana, ponieważ dziewczyna prowadzi całkowicie odmienny
styl życia, niż Tony. Pracuje na Manhattanie, gdzie wszystko wygląda inaczej,
a ludzie w inny sposób postrzegają
życie. Biurowce, wyjścia na lunch, spotkania biznesowe. Stephanie wie, że ta
praca jest dla niej ogromną szansą, chce się wyrwać z Brooklynu i osiągnąć w
życiu prawdziwy sukces. Uwielbia tańczyć, ale twardo stąpa po ziemi i skupia
się na pracy w centrum.
Od początku spektaklu uwagę przykuwa też postać Bobby’ego,
bardzo wiarygodnie zagrana przez Macieja Podgórzaka, którego problemy lokują
się poza salą klubu. Dziewczyna, z którą
się spotykał, ale której tak naprawdę nie kocha, zaszła w ciążę i oczekuje od
niego ślubu i pełnego zaangażowania w ich związek. Chłopak szuka zrozumienia u
Tony’ego. Ten jednak ciągle go odpycha i zajmuje się swoimi sprawami. Wyjątkowo
interesującą sceną było zmaganie się Bobby’ego z własnymi myślami na tle
niemego tańca w klubie. Prosta choreografia, która zamieniała się powoli w
hipnotyzujący układ, a na pierwszym planie pozostaje Bobby, który nie jest w
stanie samodzielnie podjąć pewnych decyzji i jest rozerwany pomiędzy pustą
zabawą w klubie a swoimi problemami. Zauważa fałsz dyskotekowego świata. Nie
odnajduje się w tej przestrzeni, nie jest tak pewny siebie, jak jego pozostali
koledzy z grupki „The Faces”. Historia tej – najciekawszej w spektaklu –
postaci, nie skończy się dobrze.
Spektakl nie jest więc cukierkowym obrazkiem młodych ludzi
wchodzących w dorosłość. Na scenie Teatru Muzycznego głośno i wyraźnie
pojawiają się przekleństwa, a także wypaczony obraz relacji damsko-męskich.
Kobiety są traktowane przedmiotowo, jednak większość z nich nie widzi w tym nic
złego. Dają się wykorzystywać, a Anette (Maja Gadzińska) dzieli się swoim ciałem
z kilkoma mężczyznami w jeden wieczór.
Kolejną postacią, która zmaga się z poważnymi życiowymi decyzjami jest brat
Tony’ego – Frankie Junior (Tomasz Gregor). Jest księdzem, którego matka
traktuje prawie jak świętego. W centralnej części jadalni wisi jego zdjęcie, w
kierunku którego matka żegna się, za każdym razem kiedy wspomni imię syna. Ten
jednak odkrywa, że powołanie kapłańskie nie jest jego życiową drogą i zrzuca
sutannę. Tony jako jedyny wspiera Frankiego w trudnym dla niego okresie.
Rozmowa braci jest jedną z ciekawszych scen spektaklu. Klimat zmienia się
całkowicie, a były ksiądz podejmuje decyzję o opuszczeniu miasta. Ważną rolę w
spektaklu odgrywa praca światłami, które podkreślają emocje towarzyszące
bohaterom i pomagają widzom wczuć się w ich sytuację. W tym wypadku pusta,
ciemna scena i punktowe światło nadają atmosferę intymności.
Momentem kulminacyjnym jest konkurs taneczny, który okazuje
się być ustawiony. Tony doskonale zdaje sobie sprawę, że jego układ i wykonanie
nie były najlepsze spośród zaprezentowanych tego wieczoru. W pewnym momencie,
tłum młodych ludzi, zgromadzony na parkiecie przeradza się w bardzo niepokojącą
zbiorowość. Niczym manekiny bezrefleksyjnie powtarzają kolejne ruchy i
podkreślają sztuczność świata wytworzonego w tym miejscu. Tam nic nie dzieje
się naprawdę. Zaraz potem wszystko zaczyna się sypać. Obserwujemy rozpad
moralny społeczeństwa młodych nowojorczyków. Od problemów uciekają w używki,
przygodny seks i zabawę do białego rana, nie zaprzątając sobie głowy takimi
tematami jak zdrowie, rodzina, czy przyszłość.
Drugi akt spektaklu jest o wiele ciekawszy od pierwszego. Okazuje
się, że postaci są o wiele bardziej wielowarstwowe, a ich historie są coraz
bardziej skomplikowane. Tony zakochał się w międzyczasie w swojej partnerce,
Stephanie i postanowił rozpocząć z nią nowe życie na Brooklynie. Kontakt z
dziewczyną, która miała w życiu odmienne priorytety niż on, naprowadził go na
inną drogę. Zrozumiał, że nie musi skończyć jak swoi rodzice, że może osiągnąć
w życiu coś więcej i poukładać przyszłość po swojej myśli.
Spektakl nie jest jednak szczytem artystycznych możliwości
ekipy Teatru Muzycznego. Historia wiernie zaadaptowana z filmowego hitu
pozostaje bez reżyserskiego komentarza i nie zostawia widzowi pola do interpretacji.
Jedynie część postaci jest wykreowana w sposób przekonujący, pomimo starań
wspaniałych gdyńskich aktorów. Choreografie nie dają tancerzom i tancerkom
Teatru Muzycznego wielkiego pola do popisu – ograniczają się do
nieskomplikowanych, powtarzających się w kolejnych scenach ruchów. Piosenki nie
zapadają w pamięć, a czasem nawet trudno się zorientować, który hit właśnie
słyszymy, gdyż zdecydowanie nie wypadły korzystnie w polskiej wersji językowej.
Mimo wszystko, fani stylu lat siedemdziesiątych będą usatysfakcjonowani. „Gorączka
sobotniej nocy” zawiera kilka ciekawych scen, niezmiennie fantastyczną obsadę i
wiele znanych utworów zespołu Bee Gees.
Artykuł ukazał się także na stronie dziennikteatralny.pl
W związku z premierą "Gorączki sobotniej nocy", miałam przyjemność przeprowadzić wywiad z Maciejem Podgórzakiem, grającym Bobby'ego C - zapraszam!
Zdjęcia wykonane zostały podczas próby medialnej.
Komentarze
Prześlij komentarz