Przejdź do głównej zawartości

Cud w Gdyni

Premiera w Teatrze Muzycznym w Gdyni każdorazowo jest ważnym wydarzeniem dla trójmiejskiego życia kulturalnego. Tym razem, z okazji 60-lecia Teatru, wystawiono „Cud albo Krakowiaki i Górale" w reżyserii Michała Zadary. Spektakl będący połączeniem klasyki z serią zabawnych scenek o pracy teatru. Miałam okazję odbyć staż na stanowisku asystentki reżysera, przy okazji przygotowań do tej premiery i chcę Wam opisać, dlaczego ten spektakl warto zobaczyć.


Wiersz
Wiele elementów tego widowiska, zaczynając od scenografii, na grze aktorskiej kończąc, jest utrzymanych w barokowej, rzadko spotykanej dzisiaj konwencji. Dramat miał swoją sceniczną premierę w 1794 roku. Wojciech Bogusławski zapisał w trzynastozgłoskowcu wszystkie sensy potrzebne aktorowi do zbudowania postaci i odkrycia w tekście drugiego dna. Większość współczesnych musicali jest napisana prozą i to aktor, przy wsparciu reżysera wybiera, które słowa w zdaniu są najważniejsze. W przypadku „Cudu mniemanego...", akcent zostaje położony na słowa występujące po średniówce i pauzie klauzulowej. Dzięki prawidłowemu posługiwaniu się wierszem, słyszalne stają się rymy, a w spektaklu pojawiają się dodatkowe żarty słowne i zabawne sytuacje. Jest to obszar pracy, który wymagał od aktorów dużego zaangażowania i skupienia podczas prób. Warto go docenić, biorąc pod uwagę, że współcześnie już się tak nie pisze.


XVIII-wieczne aktorstwo
Aktorzy w większości scen mówią stojąc przodem do widza, z twarzą zwróconą do przodu. W czasach powstawania teatru narodowego, w teatrach nie było nagłośnienia, światło było słabe, a ludzie przychodzili do teatru, aby zobaczyć i usłyszeć gwiazdy. Mówiono więc głośno, do przesady wyraźnie i cały czas do przodu. Także w tegorocznej produkcji Teatru Muzycznego w Gdyni, zgodnie z zamysłem reżysera, dialogi nie są nagłośnione prawie w ogóle. Na widowni zasiada każdorazowo około 1000 osób, więc hasło „Mówcie do przodu!" było chyba najczęściej wypowiadaną podczas prób uwagą.




Scenografia
Scenografia Roberta Rumasa jest płaska. Piękna, ale nie trójwymiarowa. Tak, jak za czasów Bogusławskiego. Jedynym trójwymiarowym elementem są fale. Na zajęciach z historii teatru, na uniwersytecie, ogląda się rekonstrukcje ówczesnych teatrów europejskich. Zobaczyć tam można dokładnie takie same urządzenia sceniczne! Scena przypłynięcia Górali do Krakowiaków w gdyńskiej inscenizacji jest zjawiskowa i zapada w pamięć właśnie dzięki poruszającym się falom, wyjątkowym kostiumom Henriette Müller oraz światłom Artura Sienickiego.



W scenografii występuje jeszcze jeden interesujący element, który może być zrozumiały jedynie dla osób znających się odrobinę na historii teatru. W pierwszym akcie zobaczymy po bokach sceny zastawki będące przedłużeniem dekoracji widowni. Tak właśnie robiono w XVIII wieku! Boazeria i zdobienia ze ścian widowni były przedłużane prostymi zastawkami na scenie, tworząc wrażenie ogromnej sali teatralnej. Nowoczesne jasne ściany z drewnianymi, eleganckimi wypustkami? To zobaczymy w Teatrze Muzycznym.



Z humorem
W drugim akcie teatr zaczyna się walić. Problemy ze światłami, scenografią, nieporadna suflerka, inpicjentka i montażyści na scenie. Możemy zobaczyć niewielką część tych ludzi teatru, których zazwyczaj podczas spektakli nie widać. Dodatkowo scenki, w których występują są prześmieszne. Wpadanie do orkiestronu, bijatyki i wiele innych wypadków. Oprócz tego, sam tekst daje wiele powodów do śmiechu.



Chociaż w pierwszej chwili opis: „XVIII-wieczny dramat napisany wierszem, wystawiony przy akompaniamencie muzyki klasycznej" nie brzmi zachęcająco, to już po pierwszym akcie, we foyer, usłyszeć można „ale to dobre!". Mając świadomość obcowania z tak starym tekstem oraz muzyką Jana Stefaniego wykonaną na wysokim poziomie przez orkiestrę pod kierownictwem Pawła Kapuły, można przy okazji naprawdę świetnie się bawić. Póki co, efekty będzie można oglądać w Teatrze Muzycznym jeszcze pod koniec września i w październiku, a następnie w styczniu i w kwietniu.


Polecam serdecznie i dziękuję całej ekipie Teatru Muzycznego oraz realizatorom za fantastyczną przygodę, niezapomniane przeżycia i wyjątkowe doświadczenia, które zdobyłam podczas tych praktyk! <3

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pół życia na scenie

Ponad pięć tysięcy występów w teatrze. Główne role stworzone na deskach Teatru Wybrzeże i nie tylko. Jan Sieradziński grał bowiem gościnnie także w Teatrze Muzycznym w Gdyni, a w jego dorobku artystycznym odnaleźć można wiele ról radiowych oraz kreacji stworzonych dla Teatru Telewizji.  Wszystko zaczęło się już rok po ukończeniu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, kiedy to w 1963 roku zadebiutował na deskach Teatru Wybrzeże w roli Henryka księcia Walii w "Królu Henryku IV" Williama Shakespeare'a w reż. Jerzego Golińskiego. Jak sam przyznaje, Teatr Wybrzeże był miejscem pracy, które sobie wymarzył. Odwiedzał go podczas wizyt w Gdańsku i będąc jeszcze studentem zapragnął pracować właśnie tam. Z Wybrzeżem był związany przez całe swoje życie zawodowe, do 2003 roku. Według Jana Sieradzińskiego „od reżyserów zależy jakość spektakli”. W swojej karierze grał w wielu przedstawieniach w reżyserii Jerzego Golińskiego, Stanisława Milskiego oraz Kazimierza Braun...

It’s not all over our culture - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth #2

W pierwszej części wywiadu z prof. Laurą Wayth rozmawiałyśmy o jej karierze musicalowej w Nowym Jorku, o tym dlaczego wybrała pracę na uniwersytecie i co zainteresowało ją w Polsce. Tym razem porozmawiamy o licealnych produkcjach musicalowych w Stanach Zjednoczonych i nastawieniu Amerykanów do teatru muzycznego. Chciałabym też spytać panią o musical jako szersze zjawisko. W filmach, które są chyba moim głównym źródłem wiedzy o Stanach Zjednoczonych, widać, że musical jest istotną częścią waszej narodowej kultury. W wielu serialach pojawiają się sceny, w których ludzie śpiewają musicalowe songi od ręki. To zjawisko nie jest obecne w całej naszej kulturze. Powiedziałabym nawet, że dużo osób w Ameryce ma gdzieś musicale. Wielu moich znajomych z pracy (uczę głównie aktorstwa, nie historii musicalu) nie docenia musicalu i nie uważa go nawet za sztukę. Jest też część społeczeństwa, która uwielbia musicale. Największa świadomość na temat musicali i najwięcej pieniędzy w tym biznesie ...

I was doing very well in New York - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth

Laura Wayth była kiedyś aktorką musicalową, ale rzuciła tę pracę. Czuła, że styl życia, który musi prowadzić, aby się spełniać, całkowicie jej nie odpowiada. Pozostała blisko teatru, ale w innym charakterze. Uczy teraz młodych adeptów aktorstwa jak zmierzyć się z tekstami Wiliama Szekspira ( link do wywiadu na temat książki Laury Wayth pt.  The Shakespeare Audition: How to Get Over Your Fear, Findthe Right Piece and Have a Great Audition ).  W semestrze zimowym tego roku akademickiego, poznałam Laurę w ramach przedmiotu American Musical, o którym wspominałam na swoim Instagramie. Postanowiłam przeprowadzić z nią wywiad, w którym podpytałam o jej wrażenia dotyczące Polski, atmosferę pracy w amerykańskim musicalu i nie tylko. [ORIGINAL VERSION BELOW] Jesteśmy w Poznaniu, ale mówimy po angielsku, ponieważ jest pani wykładowczynią z Uniwersytetu w San Fransisco. Jak się pani tu dostała i dlaczego wybrała pani Polskę? Fot. Caroline&Irek Photographers, Warsaw J...