Przejdź do głównej zawartości

Czym jest przeznaczenie?

Wieść o planach Teatru Muzycznego w Gdyni dotycząca wystawienia „Wiedźmina” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka poruszyła fanów sagi Sapkowskiego. Zainteresowanie spektaklem od samego początku było ogromne i nie słabnie mimo, że minął już rok od premiery.

Od początku było wiadomo, że spektakl będzie porównywany z filmem, grami a przede wszystkim z książką. Zaskoczeniem dla znawców świata Królestw Północy może być utrzymana w jasnych barwach scenografia autorstwa Damiana Styrny. Scena pokryta jest niepomalowanymi deskami, a jasne ściany wspierają belki przybrudzone kurzem i pajęczynami. Odnosi się wrażenie, że cała akcja ma miejsce w młynie lub zapuszczonej gospodzie. Nie jest to na pewno sceneria kojarząca się z północną przyrodą, ale pomysł ten sprawdził się. Uzupełnieniem poszczególnych scen są animacje wyświetlane na ścianach. Zmieniają charakter otoczenia w kilka chwil i stają się tłem wydarzeń. Spójne dopełnienie scenografii stanowią kostiumy Bożeny Ślagi.


Podstawą do stworzenia fabuły spektaklu stały się dwie pierwsze książki Andrzeja Sapkowskiego o Geralcie z Rivii – zbiory opowiadań „Ostatnie życzenie” i „Miecz przeznaczenia”. Widzowie słyszą cytaty z książek, poddane jednak znacznym skrótom. Wojciech Kościelniak, który zajął się zarówno reżyserią jak i adaptacją tekstu, wybrał te wątki, które w znaczący sposób ukształtowały życie Geralta.  Odnalezienie się w świecie wykreowanym przez reżysera może być jednak wyzwaniem dla osoby nie znającej historii o Wiedźminie. Spektakl zachwyca oprawą wizualną, grą aktorską oraz przygotowaniem wokalnym obsady, jednak pozostaje raczej niezrozumiały w warstwie fabularnej.

Charaktery postaci zostały odtworzone na scenie bardzo wiernie. Paweł Czajka w roli Jaskra jest trochę bezczelnym, zapatrzonym w siebie trubadurem, który z dowcipem prowadzi widzów przez cały spektakl pełniąc rolę narratora. Przekracza linię sceny, aby przejść wśród publiczności. Robi to jako pierwszy, ale nie ostatni. Tym prostym zabiegiem, Kościelniak wciąga do swojego świata nie tylko aktorów, ale również zgromadzonych w teatrze widzów. Choreografią walk zajął się Artur Cichuta – jego umiejętności posługiwania się mieczem podziwiamy w jednej z pierwszych scen wprowadzających nas w świat Geralta, zabójcy potworów.

Spektakl składa się z retrospekcji, które pojawiają się przed oczyma Wiedźmina (Krzysztof Kowalski), podczas odzyskiwania sił po wypadku. W pewnej chwili przenosimy się wraz z Geraltem do zamku w Cintrze. Królowa Calanthe (Karolina Trębacz) urządza tu ucztę z okazji piętnastych urodzin swojej córki Pavetty (Maja Gadzińska). Liwia Bargieł stworzyła choreografię idealnie uzupełniającą akcję poszczególnych scen i dającą pole do popisu zespołowi akrobatów i tancerzy. Naszą uwagę dzielimy pomiędzy pełen grozy bieg wydarzeń, a kontrastujące z nim rozbrykane błazny przebiegające pomiędzy głównymi bohaterami. Kościelniak dobrze radzi sobie z dużą przestrzenią gdyńskiej sceny. Rozmieszcza aktorów w taki sposób, aby każdy z ponad 1000 widzów mógł w pełni uczestniczyć w przebiegu akcji. Warsztatem wokalnym zachwyca Karolina Trębacz w roli inteligentnej i bezwzględnej królowej. Utwór „Dwanaście uderzeń zegara” jest intrygującym momentem spektaklu. Artystka doskonale buduje napięcie i ukazuje swoją postać jako pewną siebie, silną władczynię, wierzącą nawet w to, że jest w stanie zmienić swoje przeznaczenie. Od tego momentu będzie ono powracało jako najważniejszy temat rozważań bohaterów i stanowiło istotę spektaklu.


Poważne, poruszające sceny są przerywane lekkimi epizodami i piosenkami. Podobnie jak w sadze Sapkowskiego, kiedy opisy walk Geralta przeplatane są choćby opowiadaniami o podbojach miłosnych Jaskra. Zabawna jest scena, w której dostajemy od trubadura naukę na temat różnych rodzajów kobiet oraz tego, jak się do nich zbliżyć.


Kolejną ciekawą postacią jest Yeneffer. Katarzyna Wojasińska nie bezpodstawnie została wyróżniona przez E-teatr w Subiektywnym spisie aktorów teatralnych 2018 za tę rolę. Jej Yeneffer jest bardzo kobieca, władcza, w skąpym ubraniu i wciąż chodząca na palcach, czaruje erotyzmem. Śpiewa, że ma w głębokim poważaniu biskupów i radców. Zgodnie ze swoim książkowym pierwowzorem dyktuje im swoje warunki, wytykając jednocześnie wady i potknięcia. Relacja czarodziejki i Wiedźmina od początku jest skomplikowana. Geralt – silny, odważny i waleczny mężczyzna daje sobą dyrygować, a ona przebiegle to wykorzystuje. Ciekawym rozwiązaniem są uczłowieczone czary – Cienie Yeneffer (Urszula Bańka i Ewelina Dańko), które dosłownie pętają Geralta i prowadzą go do realizacji poleceń czarodziejki. Nie jest to postać jednowymiarowa – wzruszająca jest scena intymnej rozmowy między bohaterami, w której Yeneffer wyznaje, że z powodu przemiany nie może mieć potomstwa.


W spektaklu mistrzowsko wykorzystano orkiestron. Postaci nie tylko z niego wychodzą, a także wpadają pokonani pod koniec walki. Podczas piosenki „Dziki gon” śpiewanej przez Geralta stanowi on otchłań, do której, u kresu swojej wędrówki, wpada każdy człowiek - bez względu na pochodzenie i wcześniejsze dokonania. Pochód śmierci złożony z beznamiętnych twarzy uzupełnia przejmujący przekaz piosenki, którą Krzysztof Kowalski w dobrym stylu zamyka pierwszy akt.

W drugiej części spektaklu przenosimy się do Brokilonu, lasu opanowanego przez driady. Przemieniają one wbite na brzegu sceny strzały w kwiaty, symbolicznie jakby zamieniając świat zła, w świat piękna. Ich charakteryzacja idealnie wpisuje się w całościowy obraz spektaklu tworząc atmosferę zaczarowanego miejsca i sugerując, że driady tworzą jedność z otaczającą ich naturą. Braenn grana przez Joannę Rybkę jest mieszaniną dzikości i zniewolenia. Jest waleczna i bezwzględna, jej życie jest naznaczone przeznaczeniem, od którego uciec się nie da.


Należy zaznaczyć również, że ważną rolę w spektaklu odgrywają dzieci. Nie są jedynie tłem, czy uroczym dodatkiem, a grają pełnoprawne role. Julia Totoszko w roli Ciri zachwyca umiejętnościami wokalnymi. Bajka o lisie i kotku inscenizowana przez dzieci jest ciekawym urozmaiceniem historii rozgrywającej się w Brokilonie. Odrywamy się na chwilę od mrocznych wydarzeń, aby obejrzeć zabawną choreografię i wysłuchać lekkiej opowieści… z morałem!

Kolejną intymną i poruszającą sceną jest monolog Geralta o jego przeszłości i pierwszym zabitym potworze. Ukazuje rozdarcie tej postaci. Geralt Krzysztofa Kowalskiego jest spokojny i opanowany, wszystkie zmiany zachodzą wewnątrz. Do przeciwności losu podchodzi z rezerwą, emocje nieczęsto przejmują nad nim władzę. Jest trafnym odwzorowaniem postaci stworzonej przez Sapkowskiego.

Inaczej sprawa ma się z Płotką (Renia Gosławska), koniem Geralta. Ta postać została bardzo rozbudowana. Od początku ma w sobie jakąś tajemnicę. Ten niezwykły koń posiada zdolność odradzania się, ale także, w wizjach Geralta jawi mu się jako kobieta. Wtedy postrzegamy ją, jako ucieleśnienie Przeznaczenia. Podąża za nim krok w krok. Mimo że wiedźmin, podobnie jak my wszyscy, swoje przeznaczenie ma w pobliżu przez cały czas, jest zbyt zajęty wypełnianiem swojej misji, aby to zauważyć. Jeszcze bardzo mało wie o Przeznaczeniu i wbrew swojemu przekonaniu, niewiele rozumie. Są sprawy, na które nigdy nie będzie miał wpływu i są też takie, które zależą jedynie od niego. Dla widzów jest to moment refleksji, którą wzmacnia przejmująca muzyka Piotra Dziubka.


Ostatnia scena jest podsumowaniem myśli przewodniej spektaklu, o tym, że każdy z nas toczy swoją własną walkę zmagając się z tymi samymi problemami. Dla podkreślenia tego efektu, wszyscy bohaterowie wykonują ten sam układ sceniczny. Mimo wszystko, stanowią jakby wspólnotę losów, pokazując, że historia zatacza koło powtarzając się w życiu każdego człowieka.

Każdy element spektaklu jest dopracowany – od scenografii i kostiumów począwszy, przez muzykę i tekst, na ruchu scenicznym kończąc. Fani sagi Sapkowskiego prawdopodobnie docenią inscenizację Wojciecha Kościelniaka. Tych, którzy nie znają opowiadań, zachęci ona do lektury.

Recenzja została także opublikowana na stronie Dziennik Teatralny.

Zdjęcia: fantastyczny Przemysław Burda, Rzemieślnik Światła (Facebook, Instagram)

Komentarze

  1. Szkoda, że tak Gdynia jest tak daleko. Właśnie jestem w trakcie czytania "Ostatniego życzenia" i marzę, żeby zobaczyć ten spektakl. Dzięki za tę recenzję!

    Buziaki!
    Zuzia
    kawawfoyer.pl

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

It’s not all over our culture - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth #2

W pierwszej części wywiadu z prof. Laurą Wayth rozmawiałyśmy o jej karierze musicalowej w Nowym Jorku, o tym dlaczego wybrała pracę na uniwersytecie i co zainteresowało ją w Polsce. Tym razem porozmawiamy o licealnych produkcjach musicalowych w Stanach Zjednoczonych i nastawieniu Amerykanów do teatru muzycznego. Chciałabym też spytać panią o musical jako szersze zjawisko. W filmach, które są chyba moim głównym źródłem wiedzy o Stanach Zjednoczonych, widać, że musical jest istotną częścią waszej narodowej kultury. W wielu serialach pojawiają się sceny, w których ludzie śpiewają musicalowe songi od ręki. To zjawisko nie jest obecne w całej naszej kulturze. Powiedziałabym nawet, że dużo osób w Ameryce ma gdzieś musicale. Wielu moich znajomych z pracy (uczę głównie aktorstwa, nie historii musicalu) nie docenia musicalu i nie uważa go nawet za sztukę. Jest też część społeczeństwa, która uwielbia musicale. Największa świadomość na temat musicali i najwięcej pieniędzy w tym biznesie

Wycisnąć cytrynę do końca, cz. II - #LudzieTeatru (#i_nie_tylko)

Izabela Karwacka w zawodzie charakteryzatorki działa już ponad 25 lat i wycisnęła z niego wszystko, co się da. Jest wolnym strzelcem i nigdy nie dała się ograniczyć przez pracę na etacie. Pracowała przy produkcjach filmowych, muzycznych, teatralnych, a aktualnie prowadzi także szkołę charakteryzacji i wizażu Magnus Film oraz sklep z kosmetykami naturalnymi. Pierwsza część wywiadu jest już na blogu – zapraszam! Jaka była najtrudniejsza charakteryzacja w twojej karierze, która przychodzi ci teraz na myśl? Takich charakteryzacji było wiele. Na przykład, w filmie Antoniego Krauzego „Czarny Czwartek” miałyśmy przygotować bardzo skomplikowaną charakteryzację.  Podczas wydarzeń Grudnia 1970, gdzie strzelano do ludzi, padły także strzały z czołgów. Postać, którą my odtwarzaliśmy, była osobą, która dostała w czoło odłamkiem krawężnika po takim właśnie wystrzale.  Współpracowałyśmy wtedy z osobami, które skonsultowały nam pewne stany.  Aktorka twarz miała dosyć mocno zabudowaną charak

Podróż po mapach rozpoczęta

IX edycja Festiwalu Literatury i Teatru Between.Pomiędzy rozpoczęła się dzisiaj na terenie Uniwersytetu Gdańskiego. Po otwarciu festiwalu oraz wystawy Różewicz w Karpaczu , przyszedł czas na happening Martina Blaszka. " Przeniesieni przez"  został przygotowany podczas fakultetu "American happening" przez studentów III roku amerykanistyki. Na parterze budynku Wydziału Neofilologii UG przeplatały się dwa opowiadania, które można było połączyć i odczytać jako całość. Happening był próbą eksplorowania doświadczeń migrantów, którzy po podróży do Ameryki musieli znaleźć dla siebie miejsce i na nowo się określić. Przenikanie treści Wokół performerów poruszało się kilka osób z telefonami w dłoniach, śledzących pilnym okiem aparatów każdy ich ruch. Obserwowali pozostałych odtwórców, jakby byli czymś wyjątkowym, czymś odbiegającym od normalności. Jeden z nich siedział przez cały czas w jednym miejscu i spokojnie obierał ziemniaki. Mogło to być odwołanie do perf