Przejdź do głównej zawartości

Nieplanowana dramatopisarka - cz. II #LudzieTeatru

Zanim Sandra napisała swój pierwszy dramat, nie myślała nigdy o tym, że zajmie się tym zawodowo. Ukończyła szkołę muzyczną, Wiedzę o teatrze na Uniwersytecie Gdańskim, grywała też w teatrach OFFowych. Teraz jej nazwisko jest doskonale znane w teatralnym świecie Trójmiasta i nie tylko. Początek mojej rozmowy z dramatopisarką Sandrą Szwarc znajdziesz w poprzednim poście, a teraz zapraszam Cię na drugą część!

Jednak utrzymujesz się z nauczania w szkole muzycznej. Czy trochę cię to nie denerwuje, że jednak musisz się zajmować czymś innym, żeby realizować swoją pasję?
Tak, niestety. Traktuję pisanie nie tylko jako pasję, ale też jako zawód. To zajęcie wymaga takich nakładów pracy jak każdy inny zawód. Jest to jednak zupełnie inny tryb pracy - bardziej zlecenia albo pisanie rzeczy dla siebie, potem rozsyłanie i oczekiwanie na odpowiedź. Jak coś napisze to wysyłam na konkursy dramatopisarskie, żeby ten tekst w jakiś sposób zaczął funkcjonować. Jeśli dostanie nagrodę to tym lepiej, bo wtedy można się czymś pochwalić. Jest też większa szansa że zostanie wystawiony albo zrealizowany lub ja jako dramatopisarka zostanę zauważona i wtedy może ktoś będzie chciał ze mną nawiązać współpracę w teatrze.  Wracając do pytania. Uczę gry na fortepianie i etat nauczycielski wyrabiam pracując dwa dni w tygodniu od rana do wieczora. To jest praca, która daje mi względną stabilizację i różne profity, bo chociażby mam wakacje, podczas których dostaje pensję i mogę sobie robić jakiekolwiek rzeczy, a nie wszyscy mogą sobie pozwolić na ten luksus. 

Zdjęcie: Teatr Miejski w Gdyni, fot. Roman Jocher

Jak wygląda praca nad dramatem? Od momentu kiedy będzie jakiś pomysł, temat, aż do wystawienia?
Najpierw musi być pomysł.  To jest temat rzeka: dlaczego wybieramy konkretne tematy i o nich piszemy. Ja przeważnie wybieram tematy, które w jakiś sposób mnie poruszają - pozytywnie lub negatywnie.  Kiedyś postawiłam sobie taką tezę, że interesują mnie w teatrze takie historie, które nie powinny się wydarzyć.  Sytuacje przedstawione w moich dramatach zawsze mają więc zalążek w rzeczywistości w zajściu, które autentycznie się wydarzyło i później nabierają formy teatralnej. Potem zaczyna się praca nad tekstem, która jest niewdzięczna i bardzo upierdliwa. Czasami nie wiadomo o co mi samej chodzi i próbuje zrozumieć, co tak naprawdę chcę powiedzieć tym tekstem.  Dajmy na to znajdujemy temat, załóżmy - teraz bardzo modny – uchodźcy. Tysiące ludzi giną na Morzu Śródziemnym i dajmy na to, że ja chcę o tym napisać. Teraz pytanie: dlaczego ja chcę o tym napisać? To jest częścią procesu dramatycznego. Odpowiadając sobie na to pytanie, jestem w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie o czym jest ten tekst. Pisanie tekstu to research, research i jeszcze raz research. Odnajdywanie różnych skojarzeń - w publicystyce, w świecie literackim, odnajdywanie analogii językowych. Niektórzy dramatopisarze robią na początku plan wydarzeń i na tej podstawie budują treść dramatu. Ja nie zawsze stosuję tę metodę. Przede wszystkim pisanie dla teatru jest o tyle specyficzne, że trzeba o tym teatrze cały czas myśleć: jak mogłoby to wyglądać na scenie, na ile to jest sceniczne. To jest pytanie, na które właściwie nie ma odpowiedzi. Wczoraj doszłam do wniosku, że właściwie wszystko jest sceniczne, wszystko jest teatralne i wszystko się da wystawić, tylko trzeba mieć na to pomysł. Zupełnie inna sytuacja jest, kiedy dostanie się zamówienie z teatru. Chociaż też trzeba coś w temacie, który się dostaje jako zlecenie, odnaleźć coś swojego. Tak, żeby to nie była taka zwykła rzemieślnicza praca, tylko coś więcej, wypowiedź artystyczna.

Są dramaty, które jak to określiłaś,  piszesz sama dla siebie i wtedy, używając korpo-języka, marketingiem i promocją zajmujesz się sama. Sama je rozsyłasz, starasz się nimi zainteresować i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. W końcu ktoś chce go wystawić. Jesteś tym typem autora, który pozwala na różne zabiegi i dużą dowolność przy inscenizacji, czy jednak stoisz z batem i dbasz, żeby wszystko było wystawione dokładnie tak jak sobie wymyśliłaś?
W momencie, kiedy ja kończę tekst dramatyczny to on już mnie nie interesuje. Zaczynam już myśleć o czymś kolejnym, wchodzić w jakiś nowy świat. Daję absolutne przyzwolenie na robienie z nim czegokolwiek przez twórców. Uważam, że teatr jest dziełem zbiorowym i jego interpretacja i wszelkie zmiany są wartością dodaną. Literacko – wiadomo, że nie pozwoliłabym komuś pociąć swojego tekstu, zmienić i opublikować go w innej formie. Natomiast teatr jest żywiołem nieco odmiennymi i rządzi się swoimi prawami. Prawda jest też taka, że w większości swoich tekstów się nie pamięta na tyle, żeby później je jakoś weryfikować. Taka zabawna anegdota z tym związana. Napisałam „Supernova…” i wielu ludzi mówiło, że to jest strasznie śmieszne i bardzo atrakcyjne pod tym względem. Ja byłam trochę zdziwiona, bo wydawało mi się, że to jest dosyć zabawny tekst, ale nie było to moim celem nadrzędnym. Mniej więcej rok później, kiedy zajrzałam do tego tekstu przy okazji jakiejś publikacji, autentycznie śmiałam się z własnych żartów. To jest trochę żałosne (śmiech). Dużo słów i zabiegów w tym dramacie było podyktowane rymem. Jednak czuję się zwolniona z poczucia żałości nas samą sobą, bo to tylko dowód na to, że te teksty rzeczywiście się zapomina, a człowiek się zmienia i po upływie czasu inaczej postrzega rzeczywistość.

Przy okazji życzę, z okazji Nowego Roku, otwartości na nowe przedsięwzięcia, spełniania marzeń, wytrwałości i wiary w siebie. Do tego wszystkiego niezbędne będzie zdrowie i szczęście, niech więc trwa przy Tobie każdego dnia 2019 roku.
Pozdrawiam serdecznie, Gosia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pół życia na scenie

Ponad pięć tysięcy występów w teatrze. Główne role stworzone na deskach Teatru Wybrzeże i nie tylko. Jan Sieradziński grał bowiem gościnnie także w Teatrze Muzycznym w Gdyni, a w jego dorobku artystycznym odnaleźć można wiele ról radiowych oraz kreacji stworzonych dla Teatru Telewizji.  Wszystko zaczęło się już rok po ukończeniu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, kiedy to w 1963 roku zadebiutował na deskach Teatru Wybrzeże w roli Henryka księcia Walii w "Królu Henryku IV" Williama Shakespeare'a w reż. Jerzego Golińskiego. Jak sam przyznaje, Teatr Wybrzeże był miejscem pracy, które sobie wymarzył. Odwiedzał go podczas wizyt w Gdańsku i będąc jeszcze studentem zapragnął pracować właśnie tam. Z Wybrzeżem był związany przez całe swoje życie zawodowe, do 2003 roku. Według Jana Sieradzińskiego „od reżyserów zależy jakość spektakli”. W swojej karierze grał w wielu przedstawieniach w reżyserii Jerzego Golińskiego, Stanisława Milskiego oraz Kazimierza Braun...

It’s not all over our culture - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth #2

W pierwszej części wywiadu z prof. Laurą Wayth rozmawiałyśmy o jej karierze musicalowej w Nowym Jorku, o tym dlaczego wybrała pracę na uniwersytecie i co zainteresowało ją w Polsce. Tym razem porozmawiamy o licealnych produkcjach musicalowych w Stanach Zjednoczonych i nastawieniu Amerykanów do teatru muzycznego. Chciałabym też spytać panią o musical jako szersze zjawisko. W filmach, które są chyba moim głównym źródłem wiedzy o Stanach Zjednoczonych, widać, że musical jest istotną częścią waszej narodowej kultury. W wielu serialach pojawiają się sceny, w których ludzie śpiewają musicalowe songi od ręki. To zjawisko nie jest obecne w całej naszej kulturze. Powiedziałabym nawet, że dużo osób w Ameryce ma gdzieś musicale. Wielu moich znajomych z pracy (uczę głównie aktorstwa, nie historii musicalu) nie docenia musicalu i nie uważa go nawet za sztukę. Jest też część społeczeństwa, która uwielbia musicale. Największa świadomość na temat musicali i najwięcej pieniędzy w tym biznesie ...

I was doing very well in New York - wywiad z prof. Laurą Wayth/interview with prof. Laura Wayth

Laura Wayth była kiedyś aktorką musicalową, ale rzuciła tę pracę. Czuła, że styl życia, który musi prowadzić, aby się spełniać, całkowicie jej nie odpowiada. Pozostała blisko teatru, ale w innym charakterze. Uczy teraz młodych adeptów aktorstwa jak zmierzyć się z tekstami Wiliama Szekspira ( link do wywiadu na temat książki Laury Wayth pt.  The Shakespeare Audition: How to Get Over Your Fear, Findthe Right Piece and Have a Great Audition ).  W semestrze zimowym tego roku akademickiego, poznałam Laurę w ramach przedmiotu American Musical, o którym wspominałam na swoim Instagramie. Postanowiłam przeprowadzić z nią wywiad, w którym podpytałam o jej wrażenia dotyczące Polski, atmosferę pracy w amerykańskim musicalu i nie tylko. [ORIGINAL VERSION BELOW] Jesteśmy w Poznaniu, ale mówimy po angielsku, ponieważ jest pani wykładowczynią z Uniwersytetu w San Fransisco. Jak się pani tu dostała i dlaczego wybrała pani Polskę? Fot. Caroline&Irek Photographers, Warsaw J...