Koleżanka z redakcji zachorowała i musiałam
napisać za nią tę recenzję, chociaż wcale nie chciałam tego robić. Kiedy
zobaczyłam fragment zwiastunu oraz zdjęcia przedstawień Teatru Porywacze
Ciał, byłam załamana, ponieważ nie przepadam za awangardą i sztuką współczesną.
Chcę klasyki, chcę strojów, scenografii, jak najdalej od performance’u. Jednak Katarzyna
Pawłowska i Maciej Adamczyk w swojej "Humanicanie" zaskoczyli mnie i to bardzo pozytywnie!
Rozpoczęło
się od dłuższej chwili ciszy i niby zabawnego monologu (w wykonaniu Macieja
Adamczyka) – od wspomnień z dzieciństwa, zabaw, zapachów, ludzi. Od samego
początku występuje interakcja z widzami
– reagowanie aktora na śmiechy czy pokasływanie ze strony widowni. Szybko jednak
sielankowy stand-up przerodził się w wybuch negatywnych emocji, które swój
katalizator znalazły w bezbronnym „wietnamsko – szwedzkim” stoliku. Ciężka
muzyka alternatywna przez cały czas wzmacniała poczucie niepokoju. W pewnym
momencie agresywny monodram się urywa, aktor schodzi ze sceny, a jego miejsce
zastępuje pani z widowni (Katarzyna Pawłowska). Rozpoczęła swój występ od
odtworzenia z telefonu pozytywnej, motywującej piosenki. Miałam wrażenie, że
aktorka, niczym personalny coach, będzie chciała wprowadzać frazesy o pozytywnym
myśleniu, uśmiechu i mówieniu prawdy, jednak po chwili
wszystko nabrało sensu.
POKRZYWDZONY
Kiedy pani
Kasia postanowiła wrócić na widownię, w
świetle reflektora znalazł się na powrót Maciej. Tym razem przenieśliśmy się do
Bangkoku, gdzie główny bohater w hawajskiej koszuli dawał występ w klubie
karaoke. Kiedy głosy zza kulis zaczęły wtrącać się w jego występ, nastąpił
kolejny wybuch agresji. Przerwała go Kasia, która ponownie weszła na scenę i
przytuliła rozemocjonowanego Maćka. Tak zwyczajnie, spokojnie, ciepło.
Mężczyzna był ogromnie zaskoczony jej zachowaniem. Nie uspokoił się jednak, a
jego wzburzenie sięgnęło zenitu. Powróciła ciężka muzyka, doszły lampy
stroboskopowe i psychodeliczny taniec. Poszczególne zatrzymania w świetle
punktowym zdawały się uchwycić wewnętrzne cierpienie i zagubienie bohatera.
SZCZĘŚCIE
Kolejnym
wcieleniem był bezdomny raper, który opowiadał o swojej przeszłości. W
kulminacyjnym momencie, jego monolog został przerwany przez panią Kasię. Na
koniec okazało się, że wszystko, co zobaczyliśmy do tamtej pory, było jedynie
wprowadzeniem. Kasia zobaczyła
cierpienie aktora, potraktowała na poważnie jego grę i zechciała dodać mu dobrej
energii, otworzyć czakry. Zadawała mu pytania o jego nastawienie do życia i
przekonywała do zmian. Zachęcała do zjedzenia świeżych truskawek, do
spróbowania czegoś pozytywnego. Chciała, aby na nowo się pobawił, aby zobaczył,
że etap dzieciństwa jest ważny, że to go ukształtowało, że o tym można, a nawet trzeba mówić.
Rozpoczęły się dziecięce gry, podczas których aktorzy biegali po sali teatralnej.
Maciek przy pomocy Kasi przeniósł się do innego świata, wspominanego w
monologu rozpoczynającym spektakl.
KONIEC
ŻARTÓW
Po chwili
aktor zbuntował się. Przestała go bawić cała ta „dziecinada” i starał się
uświadomić Kasi, że nie życzy sobie, żeby przerywano mu spektakl. Poświęcił połowę
swojego życia teatrowi i ma prawo dokończyć to, co zaczął. Na scenie wybrzmiewa
autotematyzm. Aktorzy wchodzą w słowną przepychankę dotyczącą sensu wystawiania
w teatrze rzeczy ważnych i nieważnych. Rozpoczyna się świetna scena w wykonaniu
Katarzyny Pawłowskiej, w której protestuje przeciwko tym wszystkim poważnym
tematom. Za pomocą kolejnych trywialnych rekwizytów mówi o uchodźcach, wierze,
rasizmie, zabijaniu, wojnie, seksie. Ten performans, wypełniony szaleństwem,
muzyką i prawdą emocjonalną, pragnie przekonać, że nie ma podziału na sprawy
ważne i nieważne. Wystawiać można wszystko i o wszystkim można rozmawiać.
Schodząc ze sceny, bohaterka mówi: „Misja skończona… albo rozpoczęta”. Wydaje się,
że chodzi tutaj o misję zmieniania podejścia do życia, do teatru, do
poruszanych w sztuce tematów.
INTERAKCAJA
Aktorzy
często nawiązywali udaną interakcję z widownią. Większość publiki chętnie
uczestniczyła w świecie kreowanym przez
duet aktorów. (Pierwszy raz w historii "Humanicany" zdarzyło się, żeby
widz wyszedł z sali kupić mrożone truskawki!) W czasie przedstawienia pojawiły
się wspólne krzyki, śmiech i tupanie nogami. Podsumowaniem było zaproszenie
widzów na scenę i wspólne poszukiwanie swoich Blue Zones – pozytywnych, dobrych
miejsc, dających szczęście i zdrowie. Zachęcenie odbiorców do znalezienia swojej
magicznej wyspy – Humanicany. Publiczność przechodzi w strefę przedstawienia i
zostaje w niej aż do oklasków.
Dla mnie,
było to przedstawienie o teatrze, o pozytywnym myśleniu, pokazaniem, że istnieją inne tematy niż tylko zło, smutek i cierpienie.
Podczas dyskusji, okazało się, że większość osób odczytała "Humanicanę" jako słodko-gorzki
przekaz o zmianie ogólnego podejścia do życia. Wielość znaczeń świadczy o tym,
że spektakl był po prostu dobry.
Artykuł ukazał się w Gazetce Festiwalowej "Zderzenie" podczas Festiwalu Zderzenie Teatrów Kłodzku, a także na wortalu teatrdlawas.pl.
Zdjęcia: Mieczysław Krombach; więcej na FB: Kłodzkie Centrum Kultury
Komentarze
Prześlij komentarz